A nawet nie dlaczego a dla-kogo?

Odpowiedzi jest wiele. Dla siebie, dla męża, dla siostry, dla rodziców, dla przyjaciół.. ale także trochę dla ludzi których mijam codziennie, z którymi pracuję i dla nieznajomych. Nigdy nie wiem tak dokładnie dla kogo jestem dzisiaj najbardziej.

Ostatnio na profilu jednego z moich znajomych księży znalazłam bardzo mądre zdanie:

" Czy to nie zabawne, że prosimy Boga o to, by zmienił naszą sytuację, kiedy On właśnie postawił nas w tej sytuacji, żeby to ona zmieniła nas? "  (autor nieznany)

Jako człowiek wiary staram się nie zawsze pytać dlaczego coś się dzieje.
Staram się przyjmować to, co jest, z wiarą, że jest dokładnie tak, jak ma być. Że jest po coś i prędzej czy później się o tym dowiem. 

Pewnie mój mąż patrzy na te słowa z miną "aha, jasne", bo akurat jego uwielbiam pytać jak małe dziecko o różne rzeczy tym właśnie słowem 😄 Ale to raczej wynika z mojego charakteru (nie, nie robię tego złośliwie, to raczej element droczenia się z rzeczywistością).... i on na bank nie ma mi tego za złe. W końcu mnie uwielbia. 👸

W każdym razie - niewątpliwie po coś jesteśmy. Dla czegoś większego, czego nas mózg jeszcze nie ogarnia, ale warto patrzeć z radością, co przynosi nam życie. W końcu mamy jedno 💕 a najciekawsze powody wychodzą zazwyczaj później... i wszystko zazębia się jak piękna układanka. 

W ubiegłą sobotę byłam na Stadionie Młodych. Przepiękne konferencje, przepiękne koncerty. Zapewne to tam doprawiłam się po plenerze ślubnym w swoim przeziębieniu, ale to nieistotne. Zachwycili mnie jak zwykle Trzecia Godzina Dnia, Gospel Rain, Exodus 15.
Podrzucam parę, jeśli jeszcze nie słuchaliście lub jeśli znacie tak dobrze, jak ja.



 






Odchodząc od tematu na chwilkę to muszę napisać, gdziekolwiek, byle to zabrzmiało głośniej niż wewnątrz mnie... 
iż bardzo cieszę się z bycia żoną. Polecam.
(Wiem, wiem, że to dopiero 2,5 miesiąca, ale jakie to niesamowite przeżycie! Niby miesiąc miodowy już minął, ale ja nadal czuję tą słodycz). Mąż mój śmieje się, że najtrudniejsze jest pierwsze 50 lat. Mam nadzieję, że Bóg da nam przeżyć to najpiękniej. 

Tak bardzo bardzo podoba mi się ta nowa rola! Choć nigdy nie myślałam o sobie w tej perspektywie, że kiedyś zdecyduję się na małżeństwo. Rozważałam jako nastolatka różne opcje, z czego najbardziej prawdopodobną miała zostać taka, że będę wolnym duchem, który podróżuje po świecie i poznaje mnóstwo ludzi. Gdy miałam 21 lat byłam o tym wręcz święcie przekonana. Tak właśnie wyobrażałam sobie swoją przyszłość... Ale jak widać Bóg miał dla mnie inne plany. Postawił przede mną wyzwanie, na które ja, z wielką radością, odpowiedziałam TAK, chcę i ani przez sekundę nie żałowałam tych słów. 

A w zasadzie im obojgu, bo zarówno Bóg jak i Kuba okazali się największym spokojem, którego doświadczyłam w głębi mnie. Wielki spokój i pewność, że jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być. I nie mam potrzeby, by pytać dlaczego... Bo dokładnie wiem. 

I choć mam wrażenie, że większości ludzi małżeństwo i wolność to dwie sprawy, muszę przyznać, że można na prawdę pozytywnie się zaskoczyć

Małżeństwo w przyjaźni to przepiękna sprawa. 
Małżeństwo z wiarą, a nawet pewnością, że cokolwiek nas spotka damy radę. W końcu jest nas troje! A jeżeli Bóg z nami któż przeciwko nam? (Rz 8, 31)

Zdaję sobie sprawę, że jest jeszcze wcześnie, by radzić cokolwiek komukolwiek to mogę jedynie polecić. Nie bójcie się wypłynąć na głębię :) Każde z was będzie się nawzajem ratować nie jeden raz, ale najważniejsze to trwać w jedności. Wybaczać małe potknięcia. Przytulać się dużo.. i dużo dużo rozmawiać. Robić sobie małe niespodzianki. Wspólnie jeść. Wychodzić na randki. Robić herbatki w dużych kubkach. Grać w planszówki. Uśmiechać się do siebie. Modlić się razem. Wyręczać czasem w zmywaniu garów, nawet gdy nie jest Twoja kolej. Załatwiać ciemne chmury tu i teraz, nie gromadzić. Dać coś zrobić bez komentarza, że ja robię to lepiej. Przykrywać się kocem gdy jest chłodniej. Czasem po prostu wysłuchać. Wymagać od siebie, ale przede wszystkim też sobie nawzajem czasem odpuścić. Nie stawiać na swoim za wszelką cenę, jeśli nie jest to warte niepotrzebnych zranień. Nie jest łatwo zmienić swoje przyzwyczajenia, ale najważniejsze jest, by pamiętać, że jesteśmy. Co oznacza dokładnie, że odtąd nie ja, a my. I robić raczej tak, by to nam było dobrze - nie tylko mi. Bo czy istnieje coś lepszego, niż szczęście ukochanej osoby? 
Sztuka kompromisu. Sztuka wybaczania. Wciąż się jej uczę, codziennie na nowo. Ale co jak co, męża mam wspaniałego. Nie oddam! 👌👌




Tymczasem nadal oczekujemy na zdjęcia z tego pięknego dnia, moim jedynym wspomnieniem są te emocje, które miałam oraz nieliczne zdjęcia przyjaciół i rodziny, które otrzymałam w międzyczasie. 

Filmu nie kręciliśmy, kto był ten pamięta, a zdjęcia z pewnością przypomną równie doskonale. 
Ślub odbył się w parafii męża, bydgoskim Kościele pw. Świętej Trójcy. Kościół był ogromny w porównaniu z moim, trochę bałam się, że będą puste ławki na Mszy św. i ku mojemu zaskoczeniu (znów pozytywnie) goście wypełnili prawie wszystkie! Zarówno Kościół jak i stoły na sali ozdobione były moimi ulubionymi kwiatami, jakimi są róże i lilie, w kolorach przewodnich: bordo, bieli, głęboka zieleń. Było ciepło (atmosferycznie wręcz gorąco, 30-kilka stopni) na duszy, pięknie, wręcz królewsko. Nawet tort był królewski od Cukierni Sowa. Czułam się jak Królowa już pierwszego dnia małżeństwa :)) Rodzicom będę dozgonnie wdzięczna, bo w głównej mierze to ich zasługa. Bogu dzięki, że tak wszystko wyszło. 
Czy się stresowałam? Nie aż tak. Natomiast K. siekło dopiero w Kościele. Ja jedynie przejmowałam się pierwszym tańcem, który podobno był wspaniały. 

Wianek uplotła mi mistrzyni florystyki pani Cichowicz z kwiaciarni z ul. Świętej Trójcy w Bydgoszczy. 

Suknia natomiast, projekt Izydora, autorstwa salonu sukien Romantica w Bydgoszczy, przy ul. Focha. 

Część graficzną, bo zarówno zaproszenia, winietki jak i plakat rozsadzenia gości robiłam sama, więc nie polecę nikogo prócz siebie. ;) Jak się potrafi to trzeba wykorzystywać :)) 

Sala weselna to oczywiście Dwór Hulanka w Pawłówku (k. Bydgoszczy). Sama przestrzeń tworzy już super klimat, a do tego wspaniała załoga z panem Przemkiem na czele to już w ogóle zachwyt.

Salę stroiła przyjaciółka rodziny i wspaniała nauczycielka ogrodnictwa, którą mogę polecić prywatnie.

Nasi wspaniali Wodzirejowie to Takich Dwóch.

Natomiast fotografował nas niezastąpiony Krzyś Palacz z picturesfactory, który obdarzył nas póki co tylko sklejką widoczną poniżej, ponieważ plener odbył się dopiero niedawno, jeszcze oczekujemy na cały reportaż. Jak będzie to z pewnością się podzielę. 😀




Póki co łapcie, co mam, a ja tymczasem ściskam serdecznie!

PS. Kocham Cię, mój dynamiczny Mężu 😍


Jedno z pytań, na które nie znam odpowiedzi.
Jedno z pytań, dzięki któremu cały czas tkwię w pozycji poszukującej.
Poszukującej tegoż właśnie, po co mi to wszystko.

Sens niby z grubsza widzę, ale nie wszystkie odpowiedzi znam.
Nie muszę wiedzieć wszystkiego - Bóg wie co ;) 

Jedno wiem na pewno. To czego każdy pragnie to ...
Miłości, która jest wszystkim.
I jednocześnie jedynym, co się ma.



A ostatecznie i tak nie jest nasza, bo się ją oddaje. 
A ściślej ujmując siebie w niej 😋







Ale wiesz co jest najlepsze w tym wszystkim? ↴



Poszukiwanym, mimo świadomości bycia odnalezionym.
Poszukiwanym przez innych. Przez świat. 
Poczucia ważnym. 

I może tego głównie poszukujemy. Poczucia, uczucia, przeżycia.
Bo bez tego pustka, żal i rozpacz.


Poszukuj nieustannie.
Wszystko będzie Ci dane. 


P.S.
Miłość jest jedynym skarbem, który się mnoży, gdy go dzielisz.